Czytanie książki przy ulubionej playliście ze Spotify, telefon do przyjaciela podczas jazdy samochodem, szybki przegląd Instagrama w ramach nagrody za wykonywaną czynność, a może śniadanie w towarzystwie Facebooka? Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie był Multitaskerem! Czy wielozadaniowości można się nauczyć? A może Homo Multitaskus nie ma prawa przetrwać? Jedno jest pewne – naukowcy nie dają mu większych szans.
Współczesne pokolenie, które kiedyś na łamach magazynu “Time” Claudia Walls nazwała “generacją wielozadaniową”, zdaje się wierzyć w efektywne wykonywanie wielu złożonych czynności w tym samym czasie. Dla wielu osób multizadaniowość jest wręcz swego rodzaju powodem do dumy. Ile razy zdarza nam się słyszeć przechwałki, że ktoś robi dziesięć rzeczy na raz, jest w kilku miejscach jednocześnie i ma oczy dookoła głowy… Pytanie brzmi – czy jest się czym chwalić?
Nie chcę, ale muszę
Dostęp do urządzeń mobilnych oraz zmieniające się warunki pracy, w których wymaga się od nas natychmiastowej reakcji, w pewien sposób wymuszają wielozadaniowość. Weźmy pod lupę np. współczesny rynek pracy. Hasło “multitasking” chyba na dobre zagościło w ofertach pracy na popularnych portalach dla pracowników i pracodawców. I choć liczba zwolenników multitaskingu z roku na rok maleje, istnieje kilka pozytywnych stron posiadania i korzystania z tej kompetencji. Możliwość szybkiego przechodzenia od jednego zadania do drugiego oraz praca nad różnymi rzeczami jednocześnie zwiększa zdolność adaptacji ludzkiego umysłu. Wielozadaniowość pozwala także na bycie elastycznym i nierzadko umożliwia zaoszczędzić czas, na nadmiar którego chyba nikt dziś nie może narzekać.
Strach przed tym, że coś przegapię
Technologia zła, pracodawca zły… a co z nami? Linda Stone w artykule opublikowanym na łamach „Harvard Business Review” (2007) w trafny sposób opisuje kondycję współczesnego człowieka, który zawsze chce być w centrum wydarzeń i boi się, że cokolwiek może mu umknąć. Jej zdaniem z tego powodu pracujemy przy dźwiękach płynących z włączonego telewizora, czy sprawdzamy aktualności na Facebooku w trakcie oglądania kolejnego odcinka naszego ulubionego serialu na Netflixie. Problem w tym, że nie wpływa to pozytywnie na jakość wykonywanej pracy.
„Wielozadaniowość to tylko okazja, by spaprać wiele rzeczy naraz”
To, że wielozadaniowość negatywnie wpływa na nasz organizm potwierdzają badania z całego świata. Prowadzone w tym zakresie eksperymenty wskazują, że na nic zda się choćby intensywny treningu mózgu – nie sposób wykonywać dobrze kilku zadań wymagających naszej uwagi. W każdej chwili możemy wysyłać SMS-y do przyjaciela, skakać między oknami otwartymi w przeglądarce Google i słuchać głosu z telewizora naraz. Kiedy jednak osiągniemy chwilę spokoju, w której nic nie wymaga naszej uwagi (PS czy takie momenty w ogóle się zdarzają?!), możemy nie być w stanie uniknąć rozproszenia ulubionych aplikacji i mediów społecznościowych. Znacie to uczucie, kiedy oglądając serial słyszycie dźwięk powiadomienia i mimowolnie sięgacie po swojego smartfona, po czym za chwilę zdajecie sobie sprawę, że nie wiecie o czym w zasadzie jest odcinek? My też je znamy!
Badanie przeprowadzone na grupie osób przez Instytut Psychiatrii i objęte BBC News wykazały, że uzależnienie od technologii, a co za tym idzie – rosnąca wielozadaniowość, wpływają na tak zwaną “infomanię”. Wśród uczestników badania nastąpił 10-punktowy spadek ilorazu inteligencji. W badaniu odnotowano także, że wspomniany spadek IQ związany z „infomanią” jest ponad dwukrotnie większy niż w badaniach nad wpływem palenia marihuany na inteligencję.
Multitasking wpływa także negatywnie na jakość i efektywność pracy, gdyż powoduje wydzielanie hormonów stresu – adrenaliny i kortyzolu. Powoduje także uszkodzenia pamięci krótkotrwałej. Zdarza Wam się, że zapraszając znajomego na nasz pokład przeglądacie Instagram, w konsekwencji zapominając sprawdzić, czy PESEL wspomnianego znajomego jest poprawny? No właśnie! Nie pamiętamy, bo nasza uwaga jest zbyt rozproszona, a my niezbyt skoncentrowani.
Jeśli myślicie, że nie ma już dla Was ratunku…
To jesteście w błędzie! Są sposoby na walkę z “rozpraszaczami” i zwiększenie swojej produktywności bez pomocy multitaskingu. Przede wszystkim postarajcie się robić podsumowania i korzystać z notatek. Nie wpadnijcie też w pułapkę ciągłego bycia pod telefonem. No chyba, że stale powiększacie swoją załogę przy pomocy V2V – to jest jakieś usprawiedliwienie. 😉 Ograniczcie czas na stronach innych niż istotne w danym momencie. Choć może wydawać się to tylko 5 minut, to niewiele osób może tak naprawdę dokładnie oszacować upływ czasu. Mówiąc prościej, na przewijaniu LinkedIna i sprawdzaniu nowości na naszym blogu spędzacie więcej czasu, niż myślicie. Możecie też skorzystać z techniki Pomodoro, która charakteryzuje się dzieleniem zasobów czasowych na 25-minutowe interwały. W tym czasie koncentrujcie się tylko na jednym zadaniu. Dopiero po upływie 25 minut rozpocznijcie kolejne, poprzedzając je krótką przerwą.
Jak widzicie, wielozadaniowość może i jest niekiedy efektowna, ale raczej nie efektywna, dlatego warto popracować nad swoim vikingowym charakterem i zapałem do robienia rzeczy niemożliwych, w myśl zasady – liczy się jakość, a nie ilość.
Przy okazji – jeśli macie ciekawe historie, w których Wasza natura multitaskera wpędziła Was w zakłopotanie, albo duże tarapaty, koniecznie dajcie znać!