Blog Mobile Vikings
xiaomi 13t recenzja

Recenzja Xiaomi 13T

Nazwę Xiaomi 13T można rozbić na dwa “segmenty” – “Xiaomi 13” to odniesienie do flagowca, który miał premierę na początku tego roku, a “T” miało być zapewne skrótem od “taniej”.

internet mobilny 100gb Baner Trial

Czy jest sens kupić Xiaomi T?

Xiaomi z serii T trafiają do sklepów od paru lat, a stojąca za nimi filozofia jest zawsze dość podobna: mają oferować jakość znaną z pełnoprawnych flagowców, ale w niższej cenie. Właściwie, to kiedyś w taki sposób działała cała marka Xiaomi, ale te piękne czasy już chyba nie wrócą – podbili, co chcieli, i osiedli na laurach.

Oczywiście nie da się nagle zacząć sprzedawać dokładnie tego samego taniej, chyba że mówimy na przykład o wczorajszych bułkach w piekarni. 13T jest uboższy od zwykłego Xiaomi 13 o kilka funkcji i mniej wydajny, ale muszę przyznać, że producent świetnie wybrał, które cechy oryginału można odchudzić lub amputować tak, by mało kto się skapnął.

Na co warto zwrócić uwagę w Xiaomi 13T?

Skapnąć na 13T może choćby woda, bo jako pierwszy w historii Xiaomi T, dostał certyfikat wodoszczelności IP68. Żaden z jego przodków nie mógł się również pochwalić aparatami fotograficznymi sygnowanymi logo legendarnej firmy Leica.

Wiadomo, tak jak inkrustacje na toporze nie czynią wojownika, tak znaczek jakiejś firemki pod matrycą wielkości paznokcia nie oznacza od razu fantastycznych zdjęć. W Xiaomi chcieli jednak wyraźnie podkreślić, że zależało im na jakości aparatów – i to rzeczywiście widać!

Zaskoczyła mnie wyjątkowo spójna kolorystyka ze wszystkich trzech obiektywów na pleckach – głównego, ultraszerokiego kąta i teleobiektywu do portretów z dwukrotnym przybliżeniem. Zdjęcia ze wszystkich wyglądają bardzo podobnie – tak, jakbyśmy zmieniali obiektywy w zwykłym aparacie cyfrowym, a to w smartfonach rzadkość. Główny aparat radzi też sobie rewelacyjnie w nocy – według mnie, nie ustępuje znacznie droższym, tegorocznym iPhone’om. Troszkę szkoda, że przednia kamerka nie dostała autofokusa, ale selfie też bardzo mi się podobają. Nie testowałem wszystkich smartfonów świata, ale z tych, które były w moich łapach, miały premierę w tym roku które kosztują w tej chwili mniej niż 3000 PLN, ten jest do fotek najlepszy.

Nie tylko aparat daje radę

Foteczki prezentują się też atrakcyjnie na ekranie telefonu. To OLED o prawie-że-diabelnej przekątnej 6,67 cala, z obsługą HDR, odświeżaniem 144 Hz i wbudowanym czytnikiem linii papilarnych. Jest jasny, pokazuje żywe kolorki – absolutnie najwyższa półka. Do głośników też nie mogę się przyczepić – audiofil nie płakał, jak sprzedawał, ale grają nieźle.

Na plus również długaśne wsparcie smartfona aktualizacjami – 4 lata nowych wersji Androida i 5 lat poprawek bezpieczeństwa. Takie liczby są zwykle zarezerwowane wyłącznie dla najdroższych urządzeń na rynku.

all inclusive w telefonie Baner Trial

Czego zabrakło w Xiaomi 13T?

Gdzie więc kompromisy? Ot, nie podoba mi się choćby stylówa samej obudowy, z połyskliwymi (choć nie w każdej wersji wykończenia) pleckami, wielką wyspą aparatów i plastikową ramką. Ale w sumie, prawie każdy i tak ładuje smartfon w etui 10 sekund po zakupie. Wydajność nie jest tak wysoka jak w droższych flagowcach (poziom najlepszych telefonów sprzed dwóch lat), ale jakąkolwiek różnicę względem modeli po 5000 złotych zauważyłem tylko w grach. I to niewielką. Brakuje ładowania indukcyjnego. Aparaty nie potrafią nagrywać filmów w 8K. Ot, pierdółki.

I chyba o to chodziło. 13T został pozbawiony cech, których brak w najdroższym smartfonie producenta byłby wstydem, ale 90% osób tak naprawdę i tak ich nie odczuwa – po prostu “za takie piniendze być musi”. A za takie, które kosztuje 13T, czyli w tej chwili 2999 złotych, być nie musi.

Telefon działa dobrze, filmy wyglądają na nim super, pracuje długo (doba), ładuje się szybko (40 minut), zdjęcia robi ładne – myślę, że to pokrywa z nawiązką wymagania niemal każdego. Taki wyważony, rozsądny smartfon dla wyważonego, rozsądnego (z tego chyba słynęli?) Vikinga. Vikingowie, którzy chcą się bardziej wyróżniać, powinni jeszcze zwrócić rogi w stronę Nothing Phone’a (2), a tym, którzy kochają grać na smartfonie, polecam Poco F4 Pro.

Sprawdź też recenzję Nothing Phone (1)

Michał Pisarski

Nowymi technologiami i starymi grami pasjonuję się od zawsze, a zawodowo narzekam na smartfony od ośmiu lat. Na moim kanale YouTube i blogu Vikingów staram się jednak pokazywać te najbardziej wyjątkowe, które zarażają miłością do gadżetów