Samsung Galaxy S21 FE to bardzo rozsądnie odchudzona wersja zeszłorocznego flagowca, sprzedawana za średnio rozsądne pieniądze.
Rok pański 2020. To wtedy Samsung Galaxy S20 FE odważnie ruszył w szarżę na flagowce rynkowych rywali i bezlitośnie wyrżnął zdecydowaną większość z nich. Kobiety i dzieci oszczędził, ale nie miał współczucia dla nikogo, kto trzymał przy pasie procesor z najwyższej półki. Recenzenci i testerzy śpiewają o nim pieśni do dziś.
A do niedawna, tęsknie wypatrywali godnego następcy. Galaxy S20 FE, jako odchudzona z najmniej potrzebnych funkcji, a dzięki temu tańsza wersja flagowca Koreańczyków, odniósł ogromny sukces. Sam dołożyłem do tego cegiełkę, polecając go widzom, rodzinie, znajomym oraz losowym ludziom na ulicy. Jeśli wiecie, jak poradzić sobie z sądowym zakazem zbliżania się – piszcie do mnie!
Dlatego też Galaxy S21 FE wypatrywałem właściwie od stycznia zeszłego roku i premiery podstawowej serii Galaxy S21. A że cierpliwość mam raczej jak Wiking – czyli gdy strawa w karczmie spóźnia się o minutę, wyciągam topór – był to dla mnie trudny test. Wygląd, funkcje, specyfikacja, a nawet fotki promocyjne nowego modelu hulały po sieci od czerwca, ale ze względu na problemy z dostępnością podzespołów, odchudzony S21 trafił do klientów dopiero teraz. Na kilka tygodni przed premierą modeli S22!
Ale może warto było czekać? Może lepiej późno, niż wcale? No, trudno powiedzieć. Duszą S21 FE to stary, dobry S21: świetny ekran, porządne głośniki stereo, ładowanie indukcyjne, certyfikat wodoszczelności, obietnica długiego wsparcia aktualizacjami Androida. Innymi słowy wszystko, czego można oczekiwać od flagowca. Dla obniżenia kosztów, Samsung tym razem postawił na obudowę wykonaną w całości z plastiku (ale ładną!), 2 GB RAM mniej w podstawowej wersji, brak niezbędnej jak rozbójnikowi smoking funkcji nagrywania filmów w 8K i moduły aparatów wzięte żywcem z S20 FE, nie z S21.
W jakości zdjęć nie zauważyłem jednak większej różnicy – tu i tu mamy obiektyw podstawowy, szeroki kąt, teleobiektyw z dwukrotnym przybliżeniem i niezłą, choć nie spektakularną przednią kamerkę. Jak to w Samsungach, aparaty są bardzo wszechstronne i raczej żadnej funkcji Wam w nich nie zabraknie.
W S21 FE znalazło się więc kilka “kompromisów”, ale to takie kompromisy jak mniej ozdób na rękojeści Waszego miecza. Niby trochę szkoda, tylko co z tego, skoro ostrze nadal działa tak samo?
Nowy model dostał również jedną w pełni pozytywną zmianę, choć znowu – tylko teoretycznie. Chodzi o procesor Snapdragon 888 zamiast wyprodukowanego przez samego Samsunga Exynosa. Snapdragony cieszą się większą renomą, ale na co dzień, obie wersje S21 działają moim zdaniem tak samo szybko. Czyli szybko.
“Jeśli nie widać różnicy, po co przepłacać” mogłoby więc stać się oficjalnym hasłem reklamowym Galaxy S21 FE – gdyby tylko nie zaklepał go proszek do prania Dosia w latach dziewięćdziesiątych. No, i gdyby faktycznie był tańszy.
To właśnie jedyny problem tego telefonu: Samsung tak “odchudził” swojego flagowca, że aż przybyło mu kilka kilogramów. FE debiutuje w cenie 3499 złotych, podczas gdy, jeśli dobrze się zakręcicie, zwykłego S21 wyrwiecie za mniej niż 3000 złotych. Oba są rewelacyjne, ale gdybym miał wybierać, postawiłbym jednak na starszą wersję. Albo poczekał na premierę i oficjalne ceny serii S22. Albo kupił, mającego już na karku półtora roku, legendarnego S20 FE, który teraz stał się jeszcze lepszą okazją – w nim przynajmniej znajdziecie w pudełku ładowarkę, której tutaj brak! I slot na karty microSD.
Wprawdzie S20 FE również nie dostał tak świetnej ceny od początku, ale trafił do sklepów znacznie wcześniej w cyklu życia swoich starszych braci, więc zdążył odpowiednio szybko potanieć. Z S21 FE może być jeszcze podobnie, i jeśli za kilka miesięcy znajdziecie go gdzieś samotnego i spragnionego na przykład za 2500 złotych, zdecydowanie przyjmijcie go pod swój dach. Ale na razie to trzeba usiąść i poczekać na spokojnie.
Odpowiednie wyczucie czasu i można było trafić na promocję w oficjalnym sklepie online Samsung na wersję 8/256 (a ta najrozsądniejsza wersja jest dostępna tylko u nich) za 3649 PLN plus zwrot 600 PLN na konto i cena finalnie spada do 3049. Za taki koszt ta wersja jest bardzo okej. Za więcej no tak średnio bym powiedział i gdyby nie ten „strzał” to bym go nie kupił.
Na początku lutego była promocja m.in. w media expert. S21fe 128 wychodził 2379zl. Jak? Rabat za każde wydane 500zl-60zl plus premia 600zl od Samsunga. Za tę kasę chyba naprawdę warto. Cena była niższa nawet od s20fe 5g 128.
[…] pędzić do sprawdzonego serwisu. Nieważne, czy Twój zalany telefon to Samsung, Apple, Huawei, czy Xiaomi – każda z firm powinna mieć autoryzowany serwis […]
[…] wybierać telefon za 3000 złotych… wybrałbym pewnie Samsunga Galaxy S21 FE, który dostał certyfikat wodoszczelności i teleobiektyw. Edge 30 Fusion to jednak […]
[…] A tak wypadł wcześniej Samsung Galaxy S21 FE […]