Nothing Phone (1) zrobił wokół siebie mnóstwo szumu małym kosztem. I sam podbijam mu fejm, bo bardzo wpadł mi w oko.
Tę recenzję mógłbym w sumie rozpocząć tekstami zaciągniętymi żywcem ze zwiastuna jakiegoś filmu przygodowego z Hollywood 📽️: “raz na tysiąc lat…”, “wielka misja”, “tego lata” i tak dalej. Niestety, rynek smartfonów stał się tak wąski i wtórny, że wystarczy najmniejsza pierdoła, która nie jest 7690 modelem Xiaomi w tym tygodniu, by oczy całego świata zwróciły się w jej stronę.
Taką pierdółką jest właśnie Nothing Phone (1). To pierwszy model w portfolio nowego producenta, co ciekawi już samo w sobie, bo w ostatnich latach firmy raczej wycofywały się z tej zabawy, niż w nią wchodziły. Co większych nerdów zaintryguje jeszcze fakt, że za Nothing odpowiada Carl Pei, założyciel OnePlusa, a całą resztę powinny porwać agresywny marketing 🥊 i oryginalna stylistyka produktów koncernu.
W przypadku tego ostatniego, mam oczywiście na myśli “światełka” na pleckach, które w mobilnym światku wzbudziły ostatnio nie mniejsze poruszenie od całkowitego zaćmienia słońca (następne w Polsce już za 113 lat!). Czy to całkowite zaćmienie mózgu odbiorców, czy jednak Phone (1) broni się czymś jeszcze?
Co nowego do świata smartfonów daje Nothing Phone (1)?
Ok, przyznaję – mnie też te światełka kupiły. Jak widać wystarczy odsłonić trochę ciałka – bo obudowa jest z tyłu półprzezroczysta – i zarzucić na siebie kilka pasków LED, by skraść serce każdego geeka. LED-y migają w różnych epilepsjogennych konfiguracjach w reakcji na połączenia i powiadomienia, i wygląda to iście czadowo. Inna sprawa, że telefon i tak wygodniej kłaść ekranem w górę, więc sensu praktycznego w tym nie ma. Z drugiej strony, rogi na hełmach Vikingów też go nie mają, a wszyscy kochamy je jak własne. 😈
W każdym razie, dzięki tej drobnostce, której dorzucenie do telefonu kosztuje pewnie z 10 złotych per egzemplarz, Nothing Phone (1) stał się obiektem westchnień milionów. Ok, wielu osobom się też nie podoba, ale hej – dzięki światełkom przynajmniej nie pomylicie go z żadnym innym. Bez nich mogłoby być trudno, bo sam kształt bryły obudowy jest właściwie identyczny jak w nowych iPhone’ach: zagięte krawędzie połączone ze ściętymi, ostrymi bokami.
Ile kosztuje Nothing Phone (1) i czy jest wart swojej ceny?
W najtańszej wersji, Phone (1) kosztuje 2300 złotych. Kwota nie w topór dmuchał 💰 – niby do flagowca jeszcze daleko, ale smartfon za tyle nie powinien dawać właścicielowi ani jednego powodu do zwątpienia, że stanowił dobry zakup. I Nothing nie daje! Prawie.
6,5-calowy ekran to AMOLED z wbudowanym czytnikiem linii papilarnych. Szybkie odświeżanie, ładne kolorki, wszystko o czym marzyliście. Jeśli napisalibyście parę miłych słów o głośnikach Phone (1) na forum audiofili, na pewno przynajmniej kilkunastu dostałoby zawału, a o tym, jak to niby Vikingowie nie myją uszu, słuchalibyście tygodniami. Niemniej, głośniki są dwa i do oglądania YouTube’a przy śniadanku wystarczą w zupełności.
Dwa są również aparaty z tyłu – główny i szerokokątny. Phone (1) mistrzem fotografii raczej nie jest, ale nawet ja – zepsuty testowaniem najdroższych modeli – byłbym w stanie ten poziom zdjęć zaakceptować. Bylebym tylko miał swoje światełka! Właśnie – światełek możecie używać do doświetlania nagrywanych filmów, i to akurat całkiem praktyczny bajer.
Co jeszcze wyróżnia ten telefon?
W środku, Nothing’a wyróżniają tak naprawdę dwie cechy. Pierwsza to bardzo ładna i szybka nakładka na Androida inspirowana – a jakże – światełkami. Może nawet stałaby się moją ulubioną na całym rynku, ale niektóre z zastosowanych w niej fontów nie mają polskich znaków. Kto by pomyślał, że jedna niepasująca literka “pożyczona” z Times New Roman będzie w stanie zepsuć efekt tworzony przez setki pasujących?
Drugim wyróżnikiem jest obsługa ładowania indukcyjnego, które na tej półce cenowej prawie się nie pojawia. Również zwrotnego, czyli od plecków Phone’a (1) naładujecie sobie choćby słuchawki tej samej firmy. Wtedy telefon musi leżeć pleckami do góry i widać LED-y, więc hej, jednak to wszystko było częścią większego planu! Sama bateria wystarczy standardowo na dobę, a ładowanie trwa godzinkę.
No i właśnie. Nothing Phone (1) jest w gruncie rzeczy dość standardowy. Brakuje w nich przełomowych rozwiązań technicznych czy czegokolwiek nowego, co wpłynęłoby mocno na komfort codziennego użytkowania. Jednocześnie, to świetny debiut dla nowej marki, bo chciałbym telefon, który tak wygląda, a jego “charakter” mocno mnie nie odstrasza. Phone (1) z pewnością nie jest obiektywnie jakimś najbardziej opłacalnym smartfonem za około 2000 złotych, ale jeśli też lecicie na prześwity, można śmiało brać.